Mamy samochody, ale na złom
Samo to, że mamy mnóstwo samochodów, mogłoby zmartwić najwyżej aktywistów ekologicznych, i to też tych, którzy nie do końca wiedzą, o co walczą. Ostatecznie to tylko liczba. Bo problemem nie jest to, że mamy samochody. Kłopot w tym, że zgodnie z danymi, które zostały podane w interpelacji, o jednej czwartej samochodów nie wiadomo właściwie nic, bo przez 5, a czasem 10 lat nie były ubezpieczane, nie przechodziły przeglądu, nie były kontrolowane na drogach… Innymi słowy, to właśnie truchła, które trzecią dekadę czekają pod kocem na części, których przecież nikt nie zamówił, albo takie, które bez szyb i kół stoją na parkingu, bo komuś żal zniżek. Uwaga pierwsza: za niepłacenie OC zniżki i tak znikają, a uwaga druga: kara za brak ubezpieczenia będzie bardziej dotkliwa.
Co chcemy osiągnąć?
Poseł chciałby po prostu automatycznego wyrejestrowania samochodów, które przez jakiś czas nie są używane i wynika to z dokumentów. Pewnie po to, żeby można je było wyzłomować. Idea w zasadzie nie jest zła, choć zdecydowanie wymaga dopracowania. Bo bazy CEPiK są aktualizowane na bieżąco, ale to przecież nie wszystko. Tu trzeba by było wiedzieć, co się z autem działo, nawet jeśli oficjalnie nie działo się nic. Ten problem znają nabywcy używanych aut, którzy na myfreevin.com sprawdzają listy wyposażenia fabrycznego. I niespodzianek jest sporo: zmienione fotele, zmienione wyposażenie, radia, nawet oświetlenie. To wcale nie jest tak rzadki proceder. Nabywcy zawsze biorą to pod uwagę i starają się negocjować cenę, żeby zapłacić za to, co faktycznie w aucie jest, a nie za to, co wynika z VIN-u. Przy złomowaniu samochodów też wypadałoby się upewnić, czy ich właściciele faktycznie nic nie robią, czy może naginając lub łamiąc przepisy o obowiązkowym ubezpieczeniu, dłubią długie lata przy zabytkowym samochodzie.
Same liczby nie wystarczą
Baza CEPiK ma zupełnie inny sens niż bazy VIN. Ta pierwsza zawiera typowo formalne dane: kto jest właścicielem, od kiedy, jak wywiązuje się ze swoich prawnych obowiązków. Jednak o tym, co rzeczywiście dzieje się z autem, częściej można się dowiedzieć prawdy, kiedy bada się jego historię w różnych bazach po VIN-ie. To tym ważniejsze, że kara za niezarejestrowanie sprowadzonego pojazdu nie jest dotkliwa i wiele osób nadal ma auta na obcych blachach. Tych w CEPiK-u nie będzie, bo system nie wie o zmianie właściciela. I tu pojawiają się komplikacje, bo żeby móc automatycznie wyrejestrować samochody nieużywane przez dłuższy czas, trzeba by w jakiś sposób rozszerzyć ewidencję. Zresztą raporty z historii VIN często są dziś w stanie to zrealizować w ramach zastosowań komercyjnych. Może więc nie powinno chodzić tylko o to, żeby zabrać złomy z parkingów w miastach, tylko o to, żeby przeanalizować cały system i uczynić go przejrzystym, logicznym i zrozumiałym. Przy okazji oczywiście można przeprowadzić jakieś „czyszczenie”, ale robienie tego tylko po to, żeby usuwać wraki, jest wyciąganiem armaty na muchę.